Inne metody połowu
Metody
i rodzaje łowienia opisane wcześniej nie wyczerpują, całości sposobów.
Pozostałe opisze jednak tylko ogólnie. Bowiem mają znaczenie tylko
uzupełniające. Niemniej ich pominięcie oznaczałoby poważną lukę
informacyjną.
TROLLING
Metoda połowu ryb drapieżnych polegająca na ciągnięciu wędką przynęty na żyłce lub lince za łodzią. Ruch przynęty imituje ruch ryby i prowokuje do ataku. Przez pewien czas metoda była zakazana w Polsce, obecnie dozwolona.
|
Bardzo popularna przy połowie ryb morskich, skuteczna również w wodach śródlądowych. Przynętę stanowią głównie: wobler, ripper, popper i inne. Kołowrotek typu multiplikator (lepiej) lub kołowrotek o szpuli stałej (gorzej). Wędzisko - zgodnie z przyzwyczajeniem wędkującego.
Nie mylić z metodą spinningową: "spin" w języku angielskim to obrót, kręt, skręcanie - dotyczy wyłącznie ruchu obrotowego, np. ruchu kabłąka wokół stałej szpuli lub ruchu szpuli w kołowrotku typu multiplikator. W języku angielskim metoda spinningowa to "casting" w odróżnieniu od polskiego "spinning". |
|
|
PATERNOSTER
Nazwa, wyjaśnijmy tym, których ominęła sposobność zapoznania się nawet z najbardziej podstawową łaciną, oznacza "Ojcze nasz". Została podobno wprowadzona przez średniowiecznych mnichów. Tradycja jednak milczy, czym określony nią zestaw przypominał im Modlitwę Pańską.
Ogólnie, paternosterem nazywa się układ, w którym zakończenie zestawu stanowi obciążenie, przypon zaś z haczykiem jest do linki głównej umocowany powyżej niego. W pierwotnej wersji stosowano specjalne konstrukcje metalowe (rys. 1), dzięki którym żywa rybka przynętowa mogła się poruszać swobodnie, ale tylko w ograniczonym obszarze. Z jednej więc strony zachowywała ruchliwość, z drugiej jednak - nie mogła się wraz z wędką wplątać w zawady lub zarośla.
1. Paternoster
a - klasyczna konstrukcja druciana, b - trójnik plastikowy, c - odgałęzienie (przypon boczny) usztywnione koszulką plastikową, d - boczne ramię z drutu, e - zestaw denny stanowiący swego rodzaju paternoster, f - prowadzenie przynęt sztucznych na zestawie paternosterowym.
Obecnie w dość powszechnym użyciu znajdują się paternostery zmodyfikowane. W zestawach spławikowych rolę usztywnienia metalowego przejmują specjalne elastyczne łączniki. Swego rodzaju paternosterem, tyle że wielokrotnym, jest choinka do łowienia śledzi i makreli.
Choć paternostery bywają użyteczne w niektórych warunkach, np. gdy chodzi o utrzymanie przynęty nad grząskim podłożem lub dywanem roślinności, trudno je szczególnie polecać. Przede wszystkim cechują się z reguły znacznie obniżoną czułością na brama. Po drugie, niezwykle łatwo przekształcają się w zwykłe samołówki. Niezależnie od etycznej dwuznaczności odbiera to sporą część przyjemności wędkowania.
NA ŻYWCA
Ten sposób łowienia drapieżników - ale także ryb takich jak kleń czy brzana - w zasadzie wyróżnia się tylko przynętą. Podawać ją można różnymi metodami.
W klasycznej cechą wyróżniającą jest solidność zestawu, który powinien być dostosowany do ciężaru przynęty. Także wielkość spławika od niej zależy. Musi być na tyle wyporny, by nie zatapiał go usiłujący uciekać żywiec, ale na tyle czuły, żeby sygnalizować branie. Gdzie tylko możliwe, lepiej używać wędzisk długich, nawet sześciometrowych. Umożliwiają łagodny wyrzut, bez uszkodzenia czy nawet zerwania delikatnej przynęty.
Oprócz żywcówek spławikowych można także - w odniesieniu do ryb żerujących przy powierzchni, a więc przede wszystkim bolenia - stosować bezspławikowe, dbając jednakże o stały kontakt z przynętą. Częstym dodatkiem bywa kula wodna (rys. 2).
2. Żywcówka
a - z kulą wodną, b - z kijem, c - z deską (bojką).
W wodach stojących i bardzo wolno płynących dogodną metodą łowienia jest przystawka. W wersji żywcowej bywa ona często - jak zresztą i spławikówka - łączona z paternosterem.
Dość szczególny sposób umieszczania przynęty w pobliżu powierzchni, stosowany zwłaszcza w zbiornikach zaporowych, polega na zamontowaniu pływaka z długiego, przeszło półtorametrowego kija (rys. 2). Ma on także swoją wersję jakby paternosterową, z użyciem deseczki. W obu wypadkach zarzucanie raczej nie wchodzi w grę, zestawy takie wywozi się więc łódką. Niewiele one mają wspólnego z łowieniem eleganckim, nowoczesnym i sportowym. Pod tym względem doskonale zresztą pasują do żywcówki jako takiej. Jest to wprawdzie metoda skuteczna, a w wersjach zaporowych stanowi niemal jedyny sposób na duże sumy i sandacze, ale mimo wszystko trochę trąci przeżytkiem. W coraz większej liczbie krajów zabrania się jej stosowania.
DREWIENKO
W literaturze zachodniej występuje ono pod nazwą drewienka tyrolskiego (tiroler Hoelzl). Umożliwia łowienie na mokre sztuczne muszki z użyciem sprzętu spinningowego. Można też z nimi dotrzeć do miejsc niedostępnych dla zwykłego zestawu muchowego. Trzeba jednak mieć na uwadze, że ze względu na zastosowanie obciążenia metody tej nie można uważać za sztuczną muszkę w rozumieniu regulaminowym. W wodach więc, w których tylko ją się dopuszcza, nie wolno łowić z drewienkiem.
3. Drewienko tyrolskie (wersja drewniana i plastikowa), wygląd zestawu, sposób prowadzenia.
Ma ono postać patyczka, zakończonego z jednej strony zaokrąglonym ciężarkiem ołowianym, z drugiej - przewężonego i zaopatrzonego w uszko do mocowania żyłki (rys. 3). Można je również sporządzić z zaślepionej rurki plastikowej, byle wystarczająco wytrzymałej mechanicznie. W takiej wersji bywa ono sprzedawane w zachodnich sklepach wędkarskich. Warto mieć kilka sztuk różnych wielkości - powiedzmy od 7 do 12 cm.
Pod względem sposobu użycia drewienko stanowi kolejną odmianę paternostera. W innych krajach mocuje się do żyłki głównej po kilka przyponów.
Zestaw zarzuca się w poprzek nurtu i zamyka kabłąk kołowrotka. Drewienko zachowuje się jak rodzaj wańki-wstańki: ołów trzyma je przy dnie, część lekka się unosi. Pod działaniem prądu powinno się półkolem przemieszczać w kierunku naszego brzegu. Dla lepszego kontaktu z muszką dobrze jest żyłkę trzymać drugą ręką. W razie zatrzymania drewienka pociągamy nią i poruszamy szczytówką, aż ruszy dalej. Jego uderzenie o dno przenosi się poprzez przypon na muszkę, wprawiając ją w drganie, prowokujące ryby do ataku. Po kilku rzutach z jednego miejsca przechodzimy kilka kroków i ponawiamy serię. Branie odczuwa się jako wyraźne drgnięcie. Kwitujemy je zacięciem natychmiastowym i delikatnym.
Do łowienia nadają się przede wszystkim rzeki bystre, o dnie drobno kamienistym, żwirowym lub piaszczystym. Lepiej unikać miejsc z dużymi kamieniami i innymi zawadami, w których drewienko może się zakleszczyć na dobre. Można natomiast próbować go w wodach stojących lub leniwie płynących, o dnie mulistym. Wtedy, rzecz jasna, zestaw trzeba sprowadzać samemu, podobnie jak przy spinningowaniu przydennym - tyle że raczej nie skokami. Zdobyczą stają się nie tylko pstrągi i lipienie, lecz także brzany, klenie, jelce, a nawet płocie. Latem zaś na skraju nurtu można skusić wręcz krąpia i leszcza.
NA DOTYK
Metoda na ryby zbierające owady z powierzchni, użyteczna zwłaszcza w letnie słoneczne południa - czyli wtedy, gdy wszelkie inne metody zawodzą. Wyniki można też uzyskać w ciepłe pochmurne wieczory, a nawet przy niewielkim deszczyku. Najlepsze są miejsca o wodzie stojącej lub z umiarkowanym nurtem, przy brzegach zakrzaczonych lub stromych, porośniętych wysoką trawą. Opadanie pokarmu jest tu zjawiskiem naturalnym, a wędkarz ma możliwość skrycia się; tym to ważniejsze, że ryby trzymają się blisko powierzchni.
Wędzisko powinno być szczególnie lekkie, o akcji szczytowej, ciemne i nie błyszczące. Kołowrotek nie jest konieczny, ale pożądane są przelotki, tak aby móc skracać zestaw nawet przez zwykłe pociągnięcie za żyłkę, umocowaną koło rękojeści. Żyłka delikatna, bez jakiegokolwiek obciążenia. Jedynie przy wietrze warto kilkanaście centymetrów od haczyka zacisnąć małą śrucinę. Za przynętę służą przede wszystkim wszelkiego rodzaju owady, także sztuczne muszki. Rzadziej larwy.
Do brzegu zbliżamy się cicho i ostrożnie. Nie wychylając się wystawiamy wędzisko. Pomocne tu właśnie może być podciągnięcie żyłki, żeby skrócić wolny jej odcinek. Zwalniamy ją następnie, aż haczyk zbliży się do wody, a kiedy się uspokoi - opuszczamy szczytówkę, tak aby przynęta musnęła powierzchnię i wytworzyła na niej kółeczko. Jeśli atak nie nastąpi, unosimy ją ponownie i kładziemy, starając się przy tym połaskotać powierzchnię, lekko ją zamieszać, jak by to czynił upadły owad. Zaczynamy przy brzegu, potem stopniowo się od niego oddalamy.
Zacięcie musi być natychmiastowe. Złowiwszy rybę w jednym miejscu przenosimy się w inne; powrócić warto najwcześniej za pół godziny, kiedy już minie popłoch. Do najczęstszych zdobyczy należą jaź, kleń i jelec, ale także boleń, ukleja, pstrąg i Iipień (te dwa raczej na sztuczne muszki, jako że w najczęstszych ich siedliskach nie wolno stosować przynęt naturalnych). W wodach stojących - także płoć i wzdręga. W przybrzeżnych zaś głęboczkach - nawet karp, a czasami i okoń.
Jeśli powierzchniowe żerowanie ryb zbiega się z wiatrem wiejącym w plecy, można łowienie na dotyk zastąpić wiatrowym. Polega ono na ułożeniu przynęty na powierzchni i zezwoleniu, aby sama żyłka, pełniąca jakby rolę żagielka, odprowadzała ją do brzegu. Wędzisko stopniowo pochylamy, aby stale utrzymywać z nią kontakt. Choć brania następują czasem już w momencie zetknięcia przynęty z wodą, warto przy silniejszym wietrze żyłkę wydłużyć. W tym wypadku kołowrotek bywa przydatny, zwłaszcza że nie tak ważna, jak przy zwykłym łowieniu dotykowym, jest masa wędki.
|